piątek, 6 listopada 2020

„Śmiejący się policjant” Maj Sjöwall, Per Wahlöö

Ostatnio się zastanawiałam, co nas przyciąga do konkretnych książek. I wiecie jaki wniosek wysnułam? Chwytliwy tytuł to połowa sukcesu! Gdyby nie on, możliwe, że w ogóle nie spojrzałabym na opis, ale zrobiłam to i nawet zajrzałam głębiej.

 

 

 

Dziewięć powodów do śmiechu

Tytuł powieści może wskazywać na komedię kryminalną, ale nic bardziej mylnego. Sztokholmscy policjanci zamiast radości dostają osiem trupów i jednego prawie trupa w jednym autobusie. Wśród zamordowanych jest ich kolega, a jak wiadomo, zabójstwo policjanta stawia wszystkich w najwyższej gotowości do działania. Tym razem nie będzie łatwo, bo pytań i wątpliwości jest mnóstwo. Przede wszystkim nie wiadomo, którym śladem podążać. Wiele ofiar oznacza bardzo dużo osób do przesłuchania. Do czego to doprowadzi? Czy znajdzie się coś, co łączyło wszystkie osoby? Jakie tajemnice skrywali zabici? Może ‘prawie trup’ w czymś pomoże? Mężczyzna przeżył strzelaninę, ale jest w bardzo złym stanie. Czy policja zdąży go przesłuchać? Przecież jego informacje mogą wiele wnieść do śledztwa, a może nawet okażą się kluczowe. O ile uda się coś wyciągnąć z umierającego mężczyzny.

Kto się śmieje ostatni

Morderca, czy policja? Wszystko zależy od tego, czy sprawa zastanie rozwiązana. A ponieważ już na początku pojawiają się problemy, to trzeba się uwijać. Skąd te problemy? Ano stąd, że autobus z trupami stoi na granicy miasta i zostaje znaleziony przez prowincjonalnych policjantów. Czemu jest to problemem? Panowie popełniają błąd już na wstępie, co utrudnia zaczęcie śledztwa i daje powody sztokholmskim gliniarzom, by szydzić z mniej doświadczonych kolegów. Niestety sami również nie są bez wad i zdarzają im się wpadki. Czy mimo to znajdą motyw zabójstwa, który pozwoli im kroczyć dobrą ścieżką wśród licznych ślepych uliczek? Tego Wam nie zdradzę, ale mogę powiedzieć, że to czepianie się najdrobniejszych wpadek, które każdemu mogłyby się przytrafić na początku mnie denerwowało. Ostatecznie jednak doszłam do wniosku, że dzięki temu postaci są bardziej prawdziwe. Bo czyż to nie jest normalne, że osoby więcej wiedzące i lepiej znające się na swoim fachu szydzą z młokosów? Oczywiście nie zawsze, dlatego w powieści też nie każdy wykorzystuje swoją przewagę. Kiedy już zwracają uwagę, to na każdy szczegół. Nawet to, jak ktoś buduje zdania jest istotne. A mnie przy okazji zaciekawił szyk narracji. Do tej pory się zastanawiam, skąd ten zabieg w niektórych zdaniach. Niestety pewnie nigdy się nie dowiem, czy to kwestia tłumacza, czy celowe podkreślenie tego, jakim dialektem posługuje się autor.

W każdym razie kolejność słów nie przeszkadzała mi w podążaniu za śledztwem. Bardziej rozpraszała mnie mnogość wątków, która wynikała nie tylko z ilości ofiar, ale też odkrytych później tajemnic. Do tego część bohaterów jest wymieniana tylko z nazwisk, a inni z imion i nazwisk. Zawsze imion i nazwisk. Po wielokrotnym ich przeczytaniu zaczęli mi się mylić. A potem pojawiły się osoby niewiele wnoszące do sprawy, a nazywające się podobnie i… dopiero kiedy przeczytałam, co się odbyło, udało mi się to ogarnąć. Jak do tego doszli policjanci? Nie mam pojęcia. Nie jest to jednak książka wyjątkowa pod tym względem. Zazwyczaj mam taki problem z powieściami skandynawskimi. Tym razem jednak nie miałam innych, większych uwag. Śledztwo było ciekawe (doszłam do tego, kiedy już łapałam się w akcji), szczegółowe, co utrudniało rozwiązanie zagadki. A to duży plus. Nie lubię kryminałów, w których już od połowy wiem, kto i dlaczego popełnił zbrodnię (choć są wyjątki, w których na końcu wyjaśniane są inne tajemnice). Tu na szczęście do końca było utrzymane napięcie i niepewność. Samo zakończenie też mi się podobało. Morderca sprawiał wiele problemów nie bez powodu. Ale cii, może ktoś chce się sam przekonać dlaczego „Śmiejący się policjant” się śmiał. 

I myślę, że nie bez znaczenia jest fakt, że książkę można czytać bez zachowania kolejności serii ;)

18 komentarzy:

  1. Ciekawa jestem tego szyku, o którym wspominasz. Po samo to jestem skłonna sięgnąć po książkę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie postaram się częściej zwracać uwagę na różne drobnostki 😉 Daj znać, jeśli dojdziesz do czegoś, co pozwoli mi zrozumieć, o co chodziło z tym zabiegiem 😊

      Usuń
  2. Zbyt dużo elementów i wątków oto znięcheca :) Mnie najczęściej przyciąga okładka i notka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie nie zawsze zniechęca, ale też nie każdy potrafi umiejętnie tyle wątków łączyć więc również wolę uważać 😜

      Usuń
  3. Będę miała tę książkę na uwadze. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że będę miała okazję poznać Twoją opinię na jej temat 😊

      Usuń
  4. Dobrze, że śledztwo było ciekawe. Mogłabym się skusić na tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skuś się. Nie wszystko było idealne, ale ogólnie jest niezła 😊

      Usuń
  5. Zaciekawiłaś mnie tym szykiem. Tytuł faktycznie jest chwytliwy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wnętrze też intryguje i to od pierwszych stron 😉

      Usuń
  6. Wow ale kamienica też niczego sobie na okładce, nie tylko tytuł! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Chwytliwy tytuł gwarantuje zainteresowanie, podobnie jak okładka przyciągająca wzrok ;).
    Po Twojej recenzji mam chęć na tę książkę, chociaż trochę się obawiam czy i ja się nie pogubię w tych imionach i nazwiskach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się jakoś odnalazłam więc Ty też dasz radę 😊 W razie problemów zawsze możesz poprosić o pomoc 😉

      Usuń

Polecany post

„Najszczęśliwsza” Max Czornyj

Byliście kiedyś tak szczęśliwi, że bardziej się już nie da? Co Was najbardziej uszczęśliwia?