sobota, 28 września 2024

"In nomine Diaboli" Maks Dieter

Biblia mówi "zło dobrem zwyciężaj", ale ile cierpienia jest w stanie znieść człowiek? Nawet ten najbardziej bogobojny.


Zło czai się wszędzie

Dla chłopów w XVII wieku wiara była bardzo ważna. Także nastoletnia Dorota uczestniczyła w nabożeństwach nie z obowiązku, a potrzeby serca. Kościół był wówczas istotną częścią życia, a księży uważano za niemal świętych. W dodatku kobiety nie miały jeszcze żadnych praw.
To wszystko sprawiło, że kiedy Dorota została wzięta siłą przez biskupa małopolskiego, czuła ogromną niesprawiedliwość i żal. Tym bardziej, że duchowny również dla niej był wcześniej wzorem cnót. Nie spodziewała się z jego strony niczego złego. Dziewczyna chciała ukarać swojego oprawcę, jednak w świetle prawa jedynie mężczyzna mógł oskarżać innych. Nastolatka znalazła sprzymierzeńca w osobie doktora, który leczył jej matkę. Problem w tym, że oskarżony był biskupem, co czyniło jego zeznania ważniejszymi od słów młodej chłopki. Trzeba było znaleźć świadków i dowody świadczące o jego winie. Okazało się to trudne, bo duchowny budził strach, a prawo stało po jego stronie.
Czy Dorota w końcu zazna spokoju? Czy prawda zwycięży?

Walka o sprawiedliwość

Przez ostatnie 500 lat wiele się na świecie zmieniło, ale wciąż dążymy do tego, aby zło było karane. Z tym że dzisiaj jest to łatwiejsze. Oskarżenia Doroty nie mogły zostać poparte tak silnymi dowodami, jakie można by było obecnie zdobyć. Było więc słowo młodej chłopki przeciw słowu szanowanego biskupa. Dyskusje między stronami sprawy były momentami komiczne, choć sytuacja bohaterki wyglądała beznadziejnie.
Dziewczyna była jednak zdeterminowana. Chciała za wszelką cenę ukarać oprawcę, a środki nie miały dla niej znaczenia. Czuła, że na boską sprawiedliwość liczyć nie może, a kryzys wiary zmienił jej system wartości. Te uczucia pogłębiał fakt, że gwałt nie był jedynym złem, jakie ją w życiu spotkało. Po tym zdarzeniu wszystko szło źle... Czy Dorota ulegnie tajemniczemu Anzelmowi, który zaoferował jej pomoc nie z tej ziemi?

Wchodzimy w środek akcji

"In nomine Diaboli" to książka idealna dla osób, które nie lubią czekać, aż historia się rozkręci. Na pierwszych 20 stronach zostajemy wrzuceni w sam środek tego tornada. Autor nie bawi się w rozwlekanie opisów i zbędne ozdobniki. Jednocześnie miejsce akcji poznajemy na tyle dobrze, że można bez trudu przenieść się w tamte realia.
Zdecydowanie dokładniej poznajemy przeżycia bohaterów, zarówno Doroty, jak i postaci pobocznych. To one budzą największą grozę i napędzają akcję, która po bardzo intensywnym początku trochę zwalnia. Na szczęście przez cały czas utrzymuje się napięcie, a kiedy przez chwilę nic się nie działo i spokojnie czytałam dalej, to zdarzyło się coś, czego się zupełnie nie spodziewałam i dalej już zachowywałam czujność.

Wprawdzie nie wiem, jak wyglądało życie 500 lat wcześniej (czy jest tu jakiś wampir?), ale poznałam go trochę, czytając lektury powstałe w tamtym okresie. I moim zdaniem w "In nomine Diaboli" życie na wsi z tamtego okresu i prawa człowieka zostały bardzo ciekawie pokazane. Także dzięki językowi. Ta historia jest pod każdym względem inna, niż "Strażnik piekła", ale obie książki polecam każdemu, kto lubi literaturę grozy. Tylko pamiętajcie, żeby spodziewać się po nich najgorszego!

3 komentarze:

  1. Fabuła wydaje się interesująca. Lubię takie wędrówki w przeszłość.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też taki styl lubię, pozdrowienia. Pięknie napisałaś o tej pozycji.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety, literatura grozy to nie dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń

Polecany post

„Najszczęśliwsza” Max Czornyj

Byliście kiedyś tak szczęśliwi, że bardziej się już nie da? Co Was najbardziej uszczęśliwia?