sobota, 3 sierpnia 2024

"Jedenaście dni w Berlinie" Hakan Nesser

Pojechalibyście do obcego kraju, bez znajomości języka, żeby znaleźć kogoś, kogo nie znacie? Ja z moim talentem lingwistycznym bym się raczej bała, ale okazuje się, że to nie musi być takie trudne do wykonania.


Wyjątkowa podróż w nieznane

Arne wychowywał się bez matki. Kobieta wyjechała, kiedy był on mały i chłopak nigdy nie miał z nią kontaktu. Mimo to ojciec na łożu śmierci wyznaczył mu zadanie - odnaleźć matkę i przekazać jej przesyłkę. Był tylko malutki problem. Arne w dzieciństwie uległ wypadkowi, w wyniku którego miał kłopot z nauką, zapamiętywaniem i kojarzeniem, a musiał szybko przyswoić język, którego nigdy wcześniej nie słyszał. Chłopak jest bowiem Szwedem, a według wiedzy ojca, jego matka powinna być w Berlinie.
Mimo trudności Arne zaczyna przygotowania, by w końcu pojechać do Niemiec. Czy wykona zadanie? Jak zakończy się ta misja?

Niemożliwe? A jednak!

Opowieść zaczyna się długo przed podróżą Arnego, co pozwala nam dobrze poznać chłopaka. Dowiadujemy się, jakie problemy zaczął mieć po wypadku i jak mu idą przygotowania do wyjazdu. I w tym elemencie coś mi się nie zgadza. Choć autor podkreśla, że niemiecki Szweda nie jest doskonały, to idzie mu to bardzo dobrze. Arne ma też mnóstwo szczęścia. W Berlinie spotyka profesora, który poddaje go hipnozie i dziewczynę na wózku znającą szwedzki. Doskonale łączy też fakty i dedukuje. Kiedy gubi trop matki szybko wpada na pomysł, co robić dalej. Jego postać jest stworzona w sposób surrealistyczny i niespójny. Ale może tak właśnie miało być?

Jeszcze więcej nieprawdopodobnego

Poza samymi poszukiwaniami poznajemy też historię Beate i jej choroby. Dodatkowo Arne staje się świadkiem polowania na czarownice. W książce dzieje się więc sporo, a jeden wątek jest bardziej nieprawdopodobny od poprzedniego. Czułam się trochę tak, jak podczas czytania "Sklepów cynamonowych" czy "Ciemno prawie noc". Mimo że czasem nie byłam pewna, co się dzieje, to moja ciekawość nie malała. Chciałam wiedzieć, jak to wszystko się połączy, czy Arne skończy swoje zadanie, a nawet co będzie dalej z jego życiem. Moja ekscytacja spadła dopiero na koniec, kiedy wszystko się wyjaśniło, a nadal nie wszystko wiedziałam.
"Jedenaście dni w Berlinie" nie jest książką pełną zwrotów akcji, ale opowieść jest ciekawa i tajemnicza. Jednak przez to, jak się zakończyła nie wiem, czy warto było ją poznawać. Nie wniosła do mojego życia nic, nie wpłynęła na mnie w żaden sposób, a ostatecznie nawet niczym nie zaskoczyła. Może fani fantastyki będą bardziej usatysfakcjonowani.

4 komentarze:

  1. Nie wiem, czy zdecydowałabym się na taki krok, jak bohater, ale jestem ciekawa, jak sobie poradził nie tylko z językiem, ale w ogóle ze swoimi problemami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po poznaniu jego historii byłabym gotowa na taką podróż ;P Polecam sprawdzić, co tam się wydarzyło po drodze

      Usuń
  2. Do tej pory nie słyszałam o tej książce - może to dlatego, że to raczej nie moja tematyka. I prawdę mówiąc jak na razie nie mam w planach przeczytania tej książki, chociażby z tego względu, że aktualnie skupiam się na wyczytywaniu książek z mojej domowej biblioteczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest to bardzo popularny tytuł ;) Ale jest oryginalny ;P Powodzenia z czytaniem zaległości!

      Usuń

Polecany post

„Najszczęśliwsza” Max Czornyj

Byliście kiedyś tak szczęśliwi, że bardziej się już nie da? Co Was najbardziej uszczęśliwia?