Są
takie wątki, które pojawiają się w książkach sporadycznie. Inne
natomiast spotykamy tak często, że wydawać się może, że niczym
nas nie zaskoczą. Pieniądze, kariera, zazdrość – ile razy o tym
czytaliśmy? Czy może pojawić się jeszcze coś nowego? Sprawdźmy!
Niedobrane
małżeństwo
Podobno
przeciwieństwa się przyciągają. Marlene i Michael są trgo
dowodem. On bogaty, z pozycją i interesami. Ona uciekła z
amerykańskiej wioski przed chłodem, głodem i nałogami. W dodatku
jest dużo młodsza. Jednak zaczyna robić karierę w modelingu.
Dzięki temu się poznają i zaczyna się ich wspólne życie.
Dziewczyna jest oczarowana bogactwem i czułością męża. Do czasu,
gdy ten pokazuje swoją prawdziwą twarz. Marlene ląduje w
zamknięciu i jest zmuszona słuchać poleceń. Czy uda jej się
wyrwać? Kto będzie górą? Do czego będą gotowi się posunąć,
aby osiągnąć własny cel?
"Tajemnica sukcesu tkwi w przekonaniu, że w niczym się nie ustępuje pozostałym. Wiara w siebie może zaprowadzić człowieka dalej, niż można by sobie wymarzyć."
Ile
kosztuje awans?
Teoretycznie
na awansie społecznym powinno się zyskiwać. Ale czy zawsze tak
jest? Wyobraźcie sobie nie mieć nic. Niemal dosłownie nic. Uczucie
głodu właściwie nigdy nie ustępuje, ubrania nosi się dopóki
cokolwiek z nich zostało, brakuje jedzenia, wody, światła, aż
nagle… udaje się jeden ruch i wszystko się odmienia. Pojawia się
ogromne bogactwo, blask fleszy, służba, ochrona, wypasione auta i
dom jak z bajki. A w pakiecie jeszcze przystojny mąż, który
sprawia wrażenie idealnego. Można się zatracić, prawda? Marlene
miała prawo nie zauważyć, że coś jest nie tak. Kubeł zimnej
wody spłynął na nią nagle. Ale dziewczyna, a właściwie wówczas
już kobieta, nie poddała się. Chciała walczyć o siebie, chciała
pokazać mężowi, że nie jest niezwyciężony. Jak to wszystko
wyszło?
Według
mnie przewidywalnie. Nie jest to wątek, którego bym wcześniej nie
znała i tym razem też nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego.
Powiem Wam więcej: spodziewałam się, że będzie lepiej. Kilka
spraw wyglądało interesująco i wyobrażałam sobie, że będą w
tym jeszcze emocje, a tu nagle wszystko się skończyło i został mi
tylko niedosyt. Nie mogłam się pogodzić z takim finałem, tym
bardziej że czytało się naprawdę dobrze. Czasem zaskakiwały mnie
kolokwializmy pojawiające się zupełnie niespodziewanie, ale
zrzucałam to na pochodzenie Marlene, która opowiada nam te
historię. Może trochę nienaturalne, ale było to do wybaczenia. Zwróciłam też uwagę na kilka dziwnych akcji: bohater ma zasłonięte oczy, ale dostrzega ruch; zapaliło się światło, zobaczyła zapach. Interesujące zwroty akcji, czyż nie? Poza tym narracja była przyjemnie prowadzona. Dało się wyczuć drobne wpadki, ale płynęłam przez fabułę ciekawa, co będzie dalej. Było
napięcie, zapowiadała się petarda na finał i… no właśnie ten
finał mnie zawiódł. Ileż ja mam po nim pytań! Dlaczego w tych
wszystkich tajemnicach nie było nic zaskakującego? Czemu tak dobra
historia zakończyła się tak nagle? Jak wyjaśnić postępowanie
bohaterów? No ok, to ostatnie trochę wyjaśnione jest – wiemy,
jak to się wszystko zaczęło (to znaczy wiedzą ci, którzy
czytali). Mimo to miałam ochotę na więcej. W tym całym napięciu
zabrakło mi uzewnętrzniania się postaci. Jakieś to wszystko było
ostatecznie nijakie. A naprawdę szkoda bardzo!
Ale
to już było
Nie
bez powodu zaczęłam od tematu wątków, które się powtarzają.
Czytając „Trzecią żonę” cały czas miałam w głowie historię
Faye ( recenzje książek znajdziecie tutaj). Nie są to opowieści
identyczne, ale powtarzają się wątki. Zniewolona przez męża
kobieta pragnie wolności, wciąga do gry innych i próbuje go
zniszczyć. Mnóstwo sytuacji różni te małżeństwa, a jednak nie
mogłam pozbyć się wrażenia, że książki są bardzo podobne. Kto
już zna moje opinie o Faye wie, że nie były to miłe wspomnienia.
Możliwe, że to uratowało „Trzecią żonę”. Jest to bowiem
książka lepiej napisana, ciekawsza, z lepiej wyważoną akcją.
Marlene jest o wiele mniej denerwująca, a jej plany nie były aż
tak przesadzone jest w drugim przypadku. Lepiej
też przedstawione są jej emocje. Przynajmniej na początku, kiedy
mówi o tym, jak czuła się w domu i jak odbierała możliwość
wejścia w nowy świat. ALE… Nie mogę przeżyć tego płytkiego
zakończenia. Cały czas mam wrażenie, że wszystko, co z niego
wyciągnęłam jest wytworem mojej wyobraźni. Czuję się tak,
jakbym z treści nie wyczytała prawie nic. W dodatku były rzeczy,
które mnie bardzo ciekawiły i w mojej głowie powstał już
scenariusz na finisz tych wątków, a dostałam… dwa zdania
wyjaśnienia, że coś takiego w ogóle było. Okropnie mnie to
frustruje! A mogło być tak pięknie…
Mimo
to myślę, że powinniście przeczytać i sami się przekonać, jak
potoczyły się losy Marlene i dlaczego dziewczyna podjęła takie, a
nie inne decyzje. Może bez oczekiwania na petardę uznacie, że to
zakończenie nie jest najgorsze ;)
Raczej nie dla mnie. Tym razem chyba sobie odpuszczę, ale podobne wątki mam i w książkach, które czytam, między innymi o katastrofie naturalnej w Birmie w 2008 roku. Pozdrawiam serdecznie, z rana dla zdrowia szybki 23 minutowy spacer dookoła miasta ;)
OdpowiedzUsuńSkoro znasz te wątki, to spokojnie możesz poczytać coś innego 😉 pozdrawiam
UsuńDostałam tę książkę, ale jakoś nie kusi mnie by zacząć ją czytać.
OdpowiedzUsuńSkoro dostałaś, to ja bym przeczytała, żeby dać komuś wskazówki co do kolejnych prezentów 😜
UsuńWydaje mi się, że szkoda czasu na takie niedociągnięcia i spłycone zakończenie. "Zobaczyła zapach" wow - też bym chciała zobaczyć jak pachnie kurczak z suszonymi pomidorami ;)
OdpowiedzUsuńTak. Pewnie gdybym ja wcześniej wiedziała, jak to się kończy, też bym po tę książkę nie sięgnęła. Chociaż te zapachy mają sens - ostatnio widziałam pierniczki i od razu zobaczyłam, jak pięknie pachną 😅
UsuńJak na razie nie ciągnie mnie do tej książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Natalia
Jak masz ciekawsze na liście, to lepiej po nie sięgnij 😉
UsuńPozdrawiam serdecznie