Wszyscy czytają nowości, a ja niedawno
wygrzebałam powieści z XXw. i postanowiłam zrobić sobie podróż w przeszłość.
Jak zmieniły się kryminały na przestrzeni lat? Przekonajmy się.
Na początek znana śpiewaczka
Osman Mechmedowicz przyjechał na
weekend do leśniczówki. Podczas gry w szachy z leśniczym usłyszeli krzyk
kobiety mieszkającej nieopodal. Śpiewaczka Lena Carmenos wypadła z okna swojego
domu. Osman podejrzewa, że została zamordowana więc zaczyna śledztwo. Ustala
podejrzanych i krąży wokół nich zbierając ślady i dowody. Czy to ktoś z nich
zabił piosenkarkę? Jak mógł ukryć swój zamiar w zamkniętej społeczności?
„To, co wygląda na szaleńczo proste,
okazuje się potem straszliwie pogmatwane. I na odwrót”
Śledztwo w zamkniętej społeczności
W „Przerwanej partii szachów” nie ma
szybkich zwrotów akcji, pościgów, wybuchów. Ale to nie znaczy, że nie jest
interesująco. Morderca poszukiwany jest w wąskim gronie, w którym wszyscy się
znają i każdy mógł mieć motyw i sposobność. Osman dokładnie analizuje każde
zachowanie, słowo czy ton głosu. Wszystko może być istotne, najdrobniejszy
szczegół może wskazywać na winę lub niewinność. I wszystko jest ważne. Nie ma
zbędnych opisów, odbiegania od tematu. Nie znajdziemy tu przedstawienia każdej
postaci i życia prywatnego policjantów. Zresztą śledztwa nie prowadzi cała
ekipa, poznajemy tylko tych, którzy coś wnoszą do fabuły.
Ta powieść to typowy kryminał w starym
stylu. Same konkrety, zero lania wody, nie znamy opisu każdego fragmentu drogi,
czy wszystkich domów odwiedzanych przez Osmana. Jak to postrzegam? Z jednej
strony nie można sobie wyobrazić gdzie jesteśmy, co się dzieje wokół. Z drugiej
jednak wiemy, że może dziać się wszystko, każdy czytelnik może umieścić scenę
tam, gdzie będzie chciał. Mnie osobiście to odpowiada, nie ogranicza mojej
wyobraźni, a dodatkowo pozwala skupić się na sprawach istotnych. Bo przecież
nie zawsze ważne jest to, że ściana była żółta, a na stole leżał ręcznie
haftowany obrus. Czasem liczy się tylko to, jak upadło ciało, a nie to, czy
spadło na stokrotki, czy konwalie. Dzięki temu, że nie przemieszczamy się po
wielkim mieście udało mi się nie zgubić na miejscu zbrodni, a ograniczona ilość
bohaterów ułatwiła połapanie się w tym, kto jest kim.
A do tego te ograniczenia wprowadziły
tajemnicę. Niby każdy mógł zabić i miał ku temu powód, a jednak wszyscy się
nawzajem chronią lub obwiniają. Co więc się wydarzyło? Dlaczego niektórzy przyznają się do
popełnienia zbrodni, a inni zarzekają się, że są poza podejrzeniami? Muszę
przyznać, że rozwiązanie zagadki mnie zaskoczyło. Autor stworzył świetną
intrygę. A do tego poprowadził sprawy tak, że nic nie było oczywiste, a
płynięcie za akcją okazało się niezwykle przyjemną przygodą. W obecnych
kryminałach zdecydowanie więcej się dzieje, stawia się na zawrotne tempo, a nie
czystą dedukcję. Dobrze czasem odpocząć od współczesnych powieści i trochę pogłówkować.
Jedyną wadą (dość poważną) takich starych historii jest to, że ciężko je dostać, ale mam nadzieję, że komuś z Was się to uda ;)