Kiedy potrzebujesz pilnej pomocy, nie zastanawiasz się, kto wyciąga do ciebie rękę. Po prostu korzystasz, a nad konsekwencjami zastanowisz się potem... A może czasem warto uważać?
Z deszczu pod rynnę
Erna ma do wykonania niełatwą misję. Niepierwszą w życiu więc jej stres jest umiarkowany. Dopóki nie psuje jej się auto. Kobieta znajduje schronienie w opustoszałym hotelu, którego załoga nie tylko oferuje pomoc, ale też wyjawia część tajemnicy. Erna dowiaduje się, dlaczego w przybytku nie ma gości, a także tego, że niebawem się pojawią. Nie będzie to jednak zwykłe nocowanie w hotelu. Ludzie ci przyjadą z całego świata, aby zagrać w kości. Erna ma nadzieję, że skoro już z nimi jest, to pozwolą jej dołączyć do rozgrywki. Dlaczego nie chcą się na to zgodzić? Co łączy gości hotelu i dlaczego grają akurat w kości?
Erna od początku wiedziała, że ten wyjazd nie będzie bezpieczny, jednak myślała o tym, co ma zrobić. Nie spodziewała się, że może stać się coś jeszcze gorszego. Coś, co może kosztować ją życie.
Kości nie muszą być nudne
Gra w kości nie kojarzy mi się z wielkimi emocjami. Tak samo, jak początek tej opasłej powieści. Zaczęło się od wprowadzenia postaci, które nie tylko pozwoliło mi się odnaleźć w tym, kto jest kim, ale też wzbudziło ciekawość. I to był dobry start. Gdyby nie chęć dowiedzenia się, co złego zrobili ci ludzie i w jaki sposób zostaną ze sobą połączeni, miałabym problem z przebrnięciem przez długie monologi Adolfo Patino. Rozumiem, że autorka chciała nam przedstawić historię hotelu, ale czy naprawdę nie dało się krócej? Przez ponad 20 stron czytałam o zasadach gry w kości i przebiegu rozgrywki. I tak, to miało znaczenie dla fabuły, ale czy potrzebowałam aż takich szczegółowych opisów? Oczywiście, że nie! Gdybym dostała to przed dowiedzeniem się więcej o postaciach, to raczej nie czytałabym dalej. Zwłaszcza że kolejne opowieści są równie mocno rozwleczone.
I te dłużyzny powodowały spadki napięcia. A tych było naprawdę dużo. Pomysł na zamknięcie w jednym budynku akurat takiej grupy osób był intrygujący, a powody ich działań zaskakiwały mnie do samego końca, nawet kiedy już dużo wiedziałam. Pikanterii całej historii dodał też wątek paranormalny i opowieści o 'prawdzie' na temat teoretycznie znanych osób.
Kim ty jesteś?
Jedynym czego do samego końca nie rozumiałam, była kreacja głównej bohaterki. Misja Erny brzmiała poważnie, a kobieta zachowywała się nieodpowiedzialnie i infantylnie. Rozwiązanie wprawdzie tłumaczyło część tych zachowań, ale jednak nie wszystkie. Głupotę Erny zdają się też dostrzegać inni bohaterowie, którzy tłumaczą jej wszystko jak małemu dziecku. Nie pozostawiają miejsca na domysły czy własne wnioski. Podejrzewam, że miało to służyć wyjaśnieniu czytelnikowi pewnych kwestii, ale było przesadzone.
Łatwiej było mi pogodzić się z tym, że wszyscy łamią zasady hotelu, których przecież absolutnie nie można złamać, niż z tym, że Erna ma odpowiedzialną pracę. Pozostałych bohaterów autorka stworzyła znacznie lepiej, choć posłużyła się stereotypami dotyczącymi niektórych narodów. Ich charaktery były spójne i dobrze określone. Jednak nieścisłości w zachowaniach głównej postaci i działaniu świata przedstawionego za bardzo rzucały się w oczy, żeby uznać, że wszystko się mniej więcej zgadza. Długaśne wyjaśnienia nie wystarczyły, żeby wszystko stało się spójne.
A mimo to nie uważam, żeby "Marnotrawny" był złą książką. Intryga jest naprawdę dobra, a plot twisty na końcu sprawiły, że zbierałam szczękę z podłogi. Jak się przymknie oko na szczegóły, to warto sięgnąć po tę powieść.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz