wtorek, 9 grudnia 2025

"Zwrotnik" Bartek Rojny

Są książki, które zaczynają się łagodnie, żeby potem zaskoczyć okrucieństwem. I takie, które od pierwszych stron są makabryczne. "Zwrotnik" zdecydowanie należy do tych drugich. Spodziewałam się więc, że będzie tylko mroczniej.


Dziecko, zakon, pogrzeb

Pozostawienie dziecka w oknie życia nie zdarza się codziennie, ale wszyscy spodziewają się, że kiedyś znów nastąpi. Znalezienie tam martwego czterolatka to już wyjątkowo niecodzienny widok. Dodatkowo w pobliskim kościele wiesza się wikary. Brzmi jak sprawa, którą mogą rozwiązać tylko najlepsi policjanci, prawda?
I tak też się dzieje! Podkomisarz Sawicka prosi o pomoc Witka Weinera, który jest specjalistą od dewiacji. Ten jednak musi jechać do rodzinnego miasta na pogrzeb matki. Planował być tam sam, ale partnerka Witka, Ada, jedzie za nim. Okazuje się to szczęśliwym zbiegiem okoliczności, bo na miejscu odkrywają ślady, które ruszają śledztwo do przodu. Tylko co ojciec Witka może mieć wspólnego ze śmiercią dziecka? Tego mężczyzna dowie się od starych znajomych swoich i swoich rodziców.

Szczęśliwe powiązania

Książka zaczyna się bardzo mocnym akcentem, co zapowiadało naprawdę dobrą, mroczną lekturę. Opisy są niezwykle obrazowe i spodziewałam się, że będzie tylko lepiej. Jednak kiedy pojawił się Witek, czytało mi się już gorzej. Pierwszym problemem była jego relacja z Adą. Niby dwoje dorosłych ludzi, mających być partnerami, ale Ada zachowywała się jak matka, sztorcująca niesfornego syna. Wiadomo, jakiś kompromis wypracować trzeba, tylko czemu ta relacja jest taka infantylna?
Nie lepiej jest w przypadku śledztwa. O ile przestoje i brak poszlak dodają realizmu, to fakt, że Witek jedzie na pogrzeb matki i właśnie tam trafia na najważniejszy trop, jest już mocno naciągany. Miałam wrażenie, że autor czasem nie wie, jak pchnąć akcję do przodu i przenosi bohaterów tam, gdzie ich potrzebuje, nie zastanawiając się, czy jest to naturalne. Tak duże nagromadzenie zbiegów okoliczności spowodowało, że zamiast wciągnąć się w akcję, sprawdzałam wszystko, co się da. Nawet to, że pociąg z Katowic do Częstochowy odjeżdża z innego toru, niż podał Bartek Rojny. Lektury wcale nie uprzyjemniał policyjny żargon, którym autor rzucał dość często, a przy tym wyjaśniał ciągle, kto jest kim i co znaczy dane określenie. Chyba wolałabym to w przypisach.
Narracja, kreacje bohaterów i zaserwowana mi mocno naciągana płynność akcji sprawiły, że nie polubiłam się z książką "Zwrotnik". Niestety świetnie zapowiadająca się historia mnie nie porwała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

„Najszczęśliwsza” Max Czornyj

Byliście kiedyś tak szczęśliwi, że bardziej się już nie da? Co Was najbardziej uszczęśliwia?