niedziela, 18 maja 2025

"Nie ukryjesz się" Susan Lewis

Rodzice zwykle starają się traktować wszystkie swoje dzieci jednakowo. Tylko nie zawsze to wychodzi, bo każde dziecko jest inne. A potem pojawiają się problemy...


Miłość warunkowa

Justine poznajemy w momencie, kiedy wraz z małą córeczką, Lulą, mieszka w Ameryce, gdzie szuka informacji o starym domu swojej babci. Kobieta opowiada swoją historię przyjaciółce. Dzięki temu dowiadujemy się, dlaczego przyleciała z Anglii z małym dzieckiem. Okazuje się, że Justine uciekała od przeszłości, która nie była usłana różami. Kobieta miała jeszcze dwoje dzieci, a jedno z nich sprawiało problemy wychowawcze. Tylko że przez coś takiego nie porzuca się życia i nie zaczyna od nowa. Co zatem wydarzyło się w rodzinie Justine, że ta zdecydowała się na taki ruch? I gdzie jest reszta jej bliskich? Dlaczego starsze dzieci i mąż nie przyjechali z kobietą?
Odpowiedzi na te pytania kryją się w wydarzeniach sprzed roku, o których dowiadujemy się coraz więcej z każdym rozdziałem. A przy tym zaglądamy w uczucia bohaterów - matki, która chce kochać wszystkie swoje dzieci, choć jest to trudne i dzieci, które nie zawsze czują się sprawiedliwie traktowane. Czy słusznie?

Nie zawsze logiczne emocje

W historii Justine emocje są kluczowe. To, co czują postacie w związku z kolejnymi przedstawionymi wydarzeniami, jest szeroko opisywane, co pozwala lepiej ich zrozumieć. Przynajmniej teoretycznie.
W praktyce często mnie to denerwowało. To, jak wszyscy traktowali Bena i Abby było nie do zniesienia! Tak samo, jak zachowanie tego 'lepszego' dziecka. Owszem, Ben był daleki od ideału, ale czy to uprawniało wszystkich do gnębienia go jeszcze bardziej? Było mi to tym trudniej zrozumieć, że krnąbrna i bezczelna Abby nie ponosiła konsekwencji. Wszyscy byli wręcz zachwyceni jej chamstwem.
Na początku nawet czułam współczucie do głównej bohaterki, bo znalazła się w niezwykle trudnej sytuacji. Ciekawiło mnie też, co zmusiło ją do aż tak drastycznego rozwiązania. Jednak im lepiej poznawałam jej rodzinę, tym mniej rozumiałam, co tam się dzieje. Sama opowieść wywołała we mnie wielkie emocje i, gdybym tylko była w stanie współczuć bohaterom, to naprawdę dobrze by mi się to czytało. A może zabrakło po prostu jakiejś konkluzji? Może gdybym dostała wyjaśnienie pewnych zachowań, to przekaz bardziej by do mnie trafił? W obecnej formie ta książka jest dla mnie bardzo średnia.
A oprócz historii Justine mamy przecież jeszcze dom po babci. Ten wątek został zapomniany na większość powieści (aż zdążyłam zapomnieć, po co jesteśmy w Ameryce), a kiedy wrócił, skończył się bardzo szybko, bez głębszych refleksji. Wolę takie historie poznawać powoli. Jednak nie mogę powiedzieć, że autorka wtrąciła go bez sensu. Absolutnie nie! Wątek babci miał bardzo jasny przekaz dotyczący dziedziczenia pewnych cech (ale nie będę wam mówić jakich, żeby nie spojlerować - nie, to nie jest oczywiste!).
Czy polecam tę książkę? Nie zachwyciła mnie, ale jednak nie pozostałam obojętna. Jeśli lubicie obyczajówki z nutką tajemnicy i książki skupiające się na emocjach, to możecie spróbować. W sumie ciekawa jestem waszych opinii o zachowaniu Bena i Abby. 

2 komentarze:

  1. W sumie to emocje bardzo często nie są logiczne. :) Fajna recenzja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie racja ;) Ale w tej książce jest to moim zdaniem przesadzone ;P

      Usuń

Polecany post

„Najszczęśliwsza” Max Czornyj

Byliście kiedyś tak szczęśliwi, że bardziej się już nie da? Co Was najbardziej uszczęśliwia?