środa, 7 maja 2025

"Signal" Wojciech Adalberto

Na stacji kolejowej mogą zdarzyć się różne rzeczy, ale czy to przypadek, że ksiądz Konrad znalazł się pod kołami akurat tego pociągu?


Status śledztwa - to skomplikowane

Takie kryminały lubię najbardziej. Kiedy nie wiadomo, o co chodzi, a szukanie kolejnych poszlak przychodzi policji z trudem. Wolę przez 300 stron nic nie podejrzewać, niż po 50 wiedzieć wszystko.
Książka "Signal" dostarczyła mi tej pierwszej sytuacji.
Niby zwykłe samobójstwo księdza, a jednak znalazły się dowody na udział osób trzecich. W dodatku okazało się, że Konrad nie był nieskazitelny. Mężczyzna miał bardzo dużo za uszami. Przerosło go to? A może faktycznie ktoś mu pomógł wpaść pod pociąg? Każda kolejna informacja na temat ofiary dostarcza nam nowych pytań, a napięcie rośnie z każdą stroną.
Oprócz trudności w życiu prywatnym Konrada pojawia się też wątek polityczny, który niczego nie ułatwia. Wpływowi politycy chcą przed wyborami zadbać o swoją reputację, dlatego utrudniają działania śledczych i zacierają ślady, które są dla nich niewygodne. W co zamieszany był Konrad? Co doprowadziło do jego tragicznego końca? Czy policja odkryje wszystkie karty, nim dojdzie do kolejnej tragedii?

Portret psychologiczny najwyższej wagi

"Signal" porusza trudne tematy, a Wojciech Adalberto nie boi się śmiałych spostrzeżeń. Nawet tych dotyczących polityki i kościoła. Zwraca uwagę na absurdy, niesprawiedliwość i nie do końca uczciwą walkę. Wystawia bohaterów na poważne próby, każe im mierzyć się z wieloma rozterkami. Każda z postaci jest przy tym świetnie skonstruowana i wyrazista. Widzimy, jak na ich postępowanie wpływają dylematy moralne i brak zgody społeczeństwa na pewne zachowania. Szczególnie wyraźne jest to w przypadku księży i ich relacji z kobietami.
Jednak bohaterowie to nie wszystko. Aby książka była wciągająca, potrzebna jest też akcja. A z tą nie było tak kolorowo. Intryga, jaką wymyślił autor jest ciekawa, a powiązania między bohaterami mają sens. Jednak tempo akcji i napięcie są bardzo nierównomierne. To sprawiało, że od niektórych fragmentów nie mogłam się oderwać, a przy innych musiałam zmuszać się do przeczytania jeszcze choć jednej strony.
Mimo to widzę tu ogromny potencjał na przyszłość. Mam nadzieję, że będę mogła poznać kolejną powieść autora i zobaczyć jego rozwój po tym naprawdę dobrym debiucie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

„Najszczęśliwsza” Max Czornyj

Byliście kiedyś tak szczęśliwi, że bardziej się już nie da? Co Was najbardziej uszczęśliwia?